Domowe powidła śliwkowe
Aromat końca lata zamknięty w słoiku
Może to być koniec lata, może początek jesieni. W tym roku wszystko dojrzewa wcześniej, więc powidła robiłam latem – z konieczności, bo pod ciężarem owoców wielkiej śliwie złamał się konar. Nic się nie zmarnowało 🙂
Składniki:
- śliwki – 5 kg
- cukier – 30 dag
Przyda się jeszcze duży garnek (ja mam sześciolitrowy) o grubym dnie i wygodna, drewniana łyżka. I dużo cierpliwości. I oczywiście słoiki.

Na powidła nadają się każde śliwki, z których łatwo da się wyjąć pestkę. Wystarczy je umyć, przełamywać, wyjmować pestki i wrzucać do dużego garnka, tak jak napisałam wyżej – koniecznie o grubym dnie. Pamiętam z dzieciństwa i nastolęctwa koszmar przypalających się powideł i szorowania garów. O nie, dno musi być grube.
Na początku nie dodajemy cukru. Cukier mógłby spowodować przypalenie się powideł, poza tym na początku nie wiadomo, czy w ogóle będzie potrzebny. Gdy śliwki są bardzo słodkie, można obyć się zupełnie bez dodawania cukru.
Garnek ze śliwkami stawiamy na palniku i ogrzewamy bardzo powoli, nie ma mowy o wysokim gazie lub silnie rozgrzanym palniku elektrycznym. Można dodać odrobinę wody i od początku pamiętać o mieszaniu, na początku rzadko. Prędzej czy później śliwki się zagotują. Wtedy po prostu trzeba być w pobliżu i co pewien czas zamieszać, sprawdzając czy na pewno nic nie przywiera do dna. Najpierw śliwki się rozpadną, potem powoli zaczną zmieniać kolor na ciemny i się zagęszczać. Trwa to kilka godzin. Ja na tym etapie wyłączam palnik i zostawiam powidła do ostudzenia. Dosmażam je następnego dnia. Muszą być gęste, lśniące, ciemne.
Sprawdzam, czy trzeba dosłodzić. Ilość cukru, który trzeba dodać zależy od tego, jak słodkie były śliwki i jak bardzo udało nam się zredukować powidła. Cukier dodawałam stopniowo, po 10 dag i po trzydziestu dziecko wykorzystywane w roli testera orzekło, że jest idealnie. Gorące powidła przełożyłam do słoików. Wyszło pięć klasycznych słoików na dżem i jeden o połowę mniejszy.
Słoiki ostygły na blacie odwrócone do góry dnem, bo czym następnego dnia zostały zawekowane – wstawiłam je do dużego garnka, którego dno wyłożyłam lnianą ściereczką, nalałam do garnka zimnej wody do połowy wysokości słoików, powoli doprowadziłam wodę do wrzenia, gotowałam przez 20 minut wyłączyłam palnik i nie wyjmowałam, aż ostygły. Mam nadzieję, że doczekają zimy 🙂
